Gałczyński Konstanty Ildefons "Do mowy polskiej" "Kto wymyślił choinki?" "Słońce wschodzi" "Wierszyk o wronach" Gałkowski J. "Album rodzinny" Gawdzik W. "Głoska - litera" Gellner Dorota "Cyrk" "Mój rower" "Na złotym dywanie" "Niezapominajki" "Przyjęcie" "Stokrotka" Gellnerowa Danuta "Dla tych, którzy odeszli" "Dzieci" "Dzień Kolejarza" "Jesień u fryzjera" | "Las" "Mamo!" "O co dbają dyżurni?" "Potwór dziki" "Sprzątanie" "Wakacyjne skarby" "Wiosna i jeż" "W ogródku" "W ptasiej stołówce" "Żołędzie" Gillan I. "Słota i mróz" Grabowski Stanisław "Gdybym był mamą" Grodzieńska Wanda "Cielątko" "Grzeczne dzieci" "Marsz" "Wielkie pranie" "W październiku" |
Gałczyński Konstanty Ildefons
"Do mowy polskiej"
Z akcentem na przedostatniej sylabie,
co mnie zupełnie nie zachwyca -
i znowu "drz" i grz", i "chr"
o znowu "pszczoła" i "pszenica",
o znowu drogi mgłą owiane.
(po których chodzi pani z panem,
pan, proszę pani, wyszedł z betów) -
o, mowo polska, zakręt weź
pianinkiem jesteś, nie organem,
klajstrem, a nie pasją politycznego pamfletu
- z tym swym akcentem z brzydkich brzydszym,
jak rzecz wiecznie niedokończona,
ty zamiast działać, ty się mizdrzysz
zatruta składnią Cycerona;
skrzypeczko śliczna, dudko dudków,
dziecinko, się skarżąca mamie,
nieutulonych wdowo smutków,
ty muskasz rzeczy, a nie łamiesz;
ty lubisz łasić się, przymilać,
kostium przymierzać osiem razy.
A nam potrzeba monosylab
krótkich i jasnych jak rozkazy.
Nam trzeba wiecej rymów męskich,
którymi będziem ćwiczyć Muzę,
nam trzeba w sedno, a nie w księżyc,
żelazem, a nie ciepłych klusek.
Z akcentem na przedostatniej sylabie,
jak biegacz, co mu pękły ścięgna,
jak naród, co w pół drogi stanie,
taka ty jesteś, mglisto-senna.
Szczęście, że płyniesz ulicami,
nie tylko w książkach, i jak rzeka
szumisz nowymi akcentami,
gdy człowiek mówi do człowieka;
lecz literacka, z tych odpadków
historii, co spadają z wózka,
uff! jak mnie męczysz, Święta Matko,
niedosłowiańska, półfrancuska.
I choć z czerwieni płonących Warszaw
trwalsza niż Anglia flagę zszywam,
mowo polska, ja cię oskarżam:
STAŁAŚ SIĘ LENIWA, NIEŻYWA.
"Kto wymyślił choinki?"
Moje kochane dzieci,
był taki czas na świecie,
że wcale nie było choinek,
ani jednej, i dzięcioł wyrywał sobie piórka
z rozpaczy, i płakała wiewiórka,
co ma ogonek jak dymiący kominek.
Ciężkie to były czasy niepospolicie,
bo cóż to, proszę was, za życie
na święta bez choinki, czyste kpinki.
Więc kiedy nadchodziły święta,
dzieci w domu, a w lesie hałasowaly zwierzęta:
- My chcemy, żeby natychmiast były choinki!
Ale nikt się tym nie zainteresował,
aż wreszcie powiedziała mądra sowa:
- Tak dalej być nie moźe, obywatele.
Ja z sowami innymi trzema
zrobię bunt, bo choinek jak nie ma, tak nie ma,
tylko mak i suszone morele.
I rzeczywiście: jak przychodziła Gwiazdka,
nic nigdzie nie tonęło w blaskach,
był to widok nader niemiły;
i nikt nie myślał o zielonej świeczce,
i ciemno było, proszę was, jak w beczce,
przez to, że się nigdzie choinki nie świeciły.
Ale w chatce na nóżkach sowich
mieszkał pewien tajemniczy człowiek,
który miał złote książki i zielone pióro.
I jak nie krzyknie ten dobry człowiek:
- Poczekajcie chwilkę, ja zaraz zrobię,
że nigdzie nie będzie ponuro.
No i popatrzcie: od jednego słowa
świerki strzelają, gdzie była dąbrowa,
choinki nareszcie będą.
Bo ma poeta słowa tajemnicze,
którymi może spełnić każde z życzeń.
(A ten człowiek był właśnie poetą):
To on nauczył, jak się świeczki toczy,
jak się z guzików robi skrzatom oczy,
on, namówiony przeze mnie;
i jak się robi z papieru malutkie okręty,
i to on ułożył te wszystkie kolędy,
które śpiewać jest tak przyjemnie.
To on, moi srebrni, moi złoci,
zawsze jest pełen dobroci,
w nim jest ta pogoda i nadzieja;
to on nauczył, jak zawieszać zimne ognie,
i on te świeczki odbija w oknie,
że okno jest jak okulary czarodzieja.
Więc już teraz, chłopcy i dziewczynki,
czy wiecie, kto wymyślił choinki?
Czy już teraz każde dziecko wie to?
Chórem dzieci: TO TEN ODWAŻNY, DOBRY CZŁOWIEK,
CO MIESZKA W CHATCE NA NÓŻKACH SOWICH,
CO LUDZIE PRZEZYWAJĄ POETĄ.
Więc gdy śnieg na święta zatańczy,
pomyśl, proszę, najukochańszy,
o tym panu, co układa rymy,
prześlij mu życzenia na listku konwalii,
a myśmy już mu telegram wysłali,
bo my wszyscy bardzo go lubimy.
"Słońce wschodzi"
Słońce zaczęło wschodzić
a słońce wschodziło tak:
nad pagórkiem, nad laskiem
coraz więcej promieni,
cień ucieka przed brzaskiem
zorza drzewa rumieni.
Kto popatrzy na niebo,
piękne chmury zobaczy.
Pędzą chmury pyzate
jak policzki trębaczy.
"Wierszyk o wronach"
W powietrzu roziskrzonym
siedzą na drzewie wrony,
trzyma je gałąź gruba;
śnieg właśnie zaczął padać,
wronom się nie chce latać,
śnieżek wrony zasnuwa.
Tuż pole z krętą rzeczką,
w dali widać miasteczko
uprzemysłowione -
a wrony, jak to wrony,
patrzą okiem szalonym,
wrona na wronę.
Gdyby je zmienić w nuty,
dźwięczałyby dopóty,
dopóki strun choć czworo -
a tak, na wronią chwałę,
siedzą czarne, zdrętwiałe
in saecula seaculorum.
Nocne niebo już kwitnie,
wszystko świeci błękitnie:
noc, wiatr, wronie ogony;
zaśnij, strumieniu wąski -
dobrej nocy gałązki,
dobranoc, wrony.
Gałkowski J.
"Album rodzinny"
Czegóż nie znajdziesz w rodzinnym albumie,
jeśli tylko poszukać umiesz.
Dawne stroje, stare mundury,
altanki, stoliki, fotele ze skóry
i domy, jakich już teraz nie ma -
bo wszystko ciągle się zmienia...
Ten na wyblakłym zdjęciu pan z rowerem
to dziadek, gdy był jeszcze kawalerem,
dalej na kilku kolejnych kartkach
wujek Jurek zimą na nartach.
Odnajdziesz też w albumie rodzinnym
ojca i matki lata dziecinne.
Ten chłopak o oczach wesołych
to twój tata, gdy idzie do szkoły,
a ta dziewczynka z białą kokardą
to twoja mama - naprawdę!
A tuż odok buzia uśmiechnięta,
to ciocia Asia, straszna wiercipięta,
co przez dzień cały bez ustanku
chciałaby biegać ze skakanką
i jeszcze dziś na twoich imieninach
tamte lata sobie przypomina.
Gawdzik W.
"Głoska - litera"
Gdy ktoś zapyta powiedz tak:
litera to jest pisma znak.
Literę widzę oraz piszę,
głoskę wymawiam oraz słyszę,
czyli innymi słowy
głoski to dźwięki mowy.
Gellner Dorota
"Cyrk"
Pod kopułą cyrku
reflektory gwiazd -
dziwne przedstawienie w senny,
nocny czas.
Na arenie
księżyc złoty
robi salta i przewroty.
Na trapezach
i na linie
wiatr cichutko
tańczy i płynie...
Mrok z podziwem
z kątów zerka,
a noc czarna woltyżerka -
klaszcze w małe
miękkie dłonie:
- Kończcie sztuki! - woła.
- Koniec!
Gaście reflektory złote!
Już świt stoi
przed namiotem.
"Mój rower"
Mój rower
jak prawdziwy konik,
lubi z wiatrem
po ścieżkach gonić.
Lubi pędzić przed siebie
przez park i przez pole,
wciąż dalej i dalej,
koło za kołem.
"Na złotym dywanie"
Choinko, choinko,
świąteczną masz minkę!
Łańcuszek wpleciony
w zieloną czuprynkę!
Stanęłaś w pokoju
na złotym dywanie
i cień twój iglasty
zatańczył na ścianie.
Usiądę przy tobie!
I podam ci rękę.
To nic,
że masz trochę
kłującą sukienkę!
"Niezapominajki"
Gdzie są zimą
kwiaty niezapominajek?
Czy odlatują
w dalekie kraje?
Nie!
Zakwitają niebieskim kolorem
na kapturkach
modrych sikorek.
"Przyjęcie"
Na przyjęcie się wybieram,
wszystkie szafy więc otwieram.
Co mam włożyć? To czy to?
Dwie kokardy wziąć, czy sto?
Spodnie w kratkę, czy też w kropki?
Zamiast butów może wrotki?
Tak się męczę, tak się staram,
wkładam cztery bluzki naraz.
Do żurnala ciągle zerkam -
może lepiej pójść w lakierkach?
Może w bluzce od pidżamy?
Albo w nowej sukni mamy?
Czy na żółtym kapeluszu
mam posadzić kotka z pluszu?
Wszystko to za długo trwa!
Zegar bije - raz i dwa!
Już przyjęcie się skończyło
a mnie wcale tam nie było!
"Stokrotka"
Zakwitła wśród trawy
różowa stokrotka.
Uśmiecha się do niej
każdy, kto ją napotka.
Nie przygnieć stokrotki,
nawet, gdy się potkniesz.
Gdy to Ci się zdarzy,
przeproś ją stokrotnie.
Gellnerowa Danuta
"Dla tych, którzy odeszli"
Dla tych
którzy odeszli w nieznany świat,
płomień na wietrze
kołysze wiatr.
Dla nich tyle kwiatów
pod cmentarnym murem
i niebo jesienne
u góry
Dla nich
harcerskie warty
i chorągiewek
gromada,
i dla nich ten dzień -
pierwszy dzień listopada.
"Dzieci"
Wszystkie dzieci
na całym świecie
są takie same -
lubią skakać na jednej nodze
i lubią zanudzać mamę.
Wszystkie dzieci
na całym świecie
śpiewają wesołe piosenki
i byle kamyk,
i byle szkiełko
biorą jak skarb
do ręki.
Podobno dzieci
na całym świecie
bywają niegrzeczne czasem,
lecz to nie u nas,
nie w naszym mieście -
to gdzieś za górą, za lasem.
"Dzień Kolejarza"
Wycinam z papieru
kolorowy pociąg.
Kolorowe koła
po szynach turkoczą.
W niebieskim wagonie -
niebo rozgwieżdżone,
w żółtym -
słońce z uśmiechem złocistym.
W czerwonym - kilka maków,
w białym - puszysty obłok,
w zielonym - wilgotne listki.
A w ostatnim - największym -
bukiet spełnionych marzeń
i najlepsze życzenia
dla wszystkich KOLEJARZY!
"Jesień u fryzjera"
Przyszła jesień
do fryzjera:
- Proszę mną się zająć teraz!
Lato miało włosy złote,
ja na rude mam ochotę.
No, bo niech pan
spojrzy sam,
rudo tu i rudo tam...
Mówi fryzjer:
- Rzeczywiście!
Dookoła rude liście,
ruda trawa, rude krzaki,
chyba modny kolor taki.
Szczotka,
grzebień,
farby fura,
już gotowa jest fryzura.
Woła jesień: - W samą porę!
Płacę panu muchomorem!
"Las"
Jeśli lubisz stary las,
to nie żałuj czasu,
las nam się ukłonił w pas,
chodź ze mną do lasu!
Patrz, brzozową furtę ma,
furta się otwiera.
Wiatr za furtą szumi, gra,
gości sprasza teraz.
Lecz cichutko bądźmy tu,
w tym zielonym domu,
na srebrzystym siądźmy mchu,
mie psoćmy nikomu.
Gdy przeleci szary ptak,
gwizdnie nutką miłą -
my cichutko siedźmy tak,
jakby nas nie było.
Niech nie słyszy nawet nas
szpak, co gniazdo mości,
by nie musiał stary las
skarżyć się na gości.
"Mamo!"
Mamo!
Dam Ci dziś piękny kwiatek
i wstążkę na dodatek.
Dam Ci złoty pierścionek,
na górce mały domek,
ogródek malowany,
ławkę pod wielkim kasztanem.
Dam Ci słońce nad domem,
słońce jak złotą koronę.
I dam Ci księżyc, wiesz?
I jeszcze... co tylko chcesz.
Bo jestem bardzo bogaty,
dostałem kredki od taty.
"O co dbają dyżurni?"
Dbają , by kwiatom
Nie zabrakło wody,
by srebrne rybki
nie były głodne.
Dbają o świeże
ziarno w karmniku
i o porządek
w każdym kąciku.
"Potwór dziki"
W naszej łazience miejsca jest sporo,
a w białej wannie szumi jezioro.
A w tym jeziorze siedzą wodniki,
żaba zaklęta i potwór dziki.
Ale nie mówię o tym nikomu,
że mam jezioro we własnym domu,
i że czasami ten potwór dziki
pożycza sobie nasze ręczniki.
"Sprzątanie"
Po zakupy poszła mama -
ja porządki robię sama!
Spieszę się jak tylko mogę.
Wazon upadł na podłogę.
Wszystko z ręki mi wypada,
i zacina się szuflada.
Przewróciłam książek stos,
ubrudziłam sobie nos.
Gdzie jest szczotka? Gdzieś przepadła!
Kot przestraszył się sprzątania,
wyprowadza się z mieszkania.
Pies mi zabrał ścierkę w kratę,
wlazł ze ścierką pod kanapę.
A szufelka kolorowa ciągle się przede mną chowa.
Strasznie trudne to sprzątanie!
Łatwiej mieszkać w bałaganie.
"Wakacyjne skarby"
Zawiesimy skarby
w kącie naszej klasy,
by nam przypominały
o wakacjach czasem...
Zasuszone osty,
tajemniczy korzeń,
muszle pozbierane
o świcie nad morzem.
Ktoś serce z piernika
kupił na straganie.
Poszukajmy miejsca
dla serca na ścianie.
Niech wisi przy skarbach
pośrodku kącika
i bije dla szkoły -
serduszko z piernika.
"Wiosna i jeż"
Wyszły sobie jeże
na powietrze świeże.
Jeden mówi "Wiosna!"
A drugi "Nie wierzę."
Jeż na jeża fuknął,
jeżowym zwyczajem.
"Wiesz ty chociaż po czym
wiosnę się poznaje?"
"Wiem. Po blasku słońca,
po zapachu ziemi,
no i po tym, że na spacer
znów sobie idziemy".
"W ogródku"
Wyszłam sobie do ogródka.
Może spotkam krasnoludka?
Może w cieniu pod drzewami
siedzi z dziećmi i wnukami?
O! Coś rusza się pod krzakiem!
Eee.. to jakiś ptak z pisklakiem.
Ptak z pisklakiem, pisklak z ptakiem,
biegną szybko za robakiem.
Przeleciało cos nad płotem!
Czy to krasnal samolotem?
Nie! To ważka. Strasznie wielka!
Przezroczyste ma skrzydełka.
Oj! Za drzewem ktoś tak stuka.
Pewnie krasnal wnuków szuka.
Nie! To dzięcioł dziobem pukał
i niechcący mnie oszukał.
Kto tak pędzi w stronę norki?
Czyżby krasnal z wielkim workiem?
Nie! To przecież mysia norka,
a przed norka mysz. Bez worka.
Co tak brzęczy? Czy to mucha?
Czy też krasnal radia słucha?
Przeszukałam pół ogródka,
nie znalazłam krasnoludka.
Ale może, kto to wie,
krasnoludek znajdzie mnie?
"W ptasiej stołówce"
Przyleciało wróbli sześć,
zaczynają obiad jeść.
Jeden ziarno dziobie,
chwali przysmak sobie.
Drugi na talerzu
skubie bułkę świeżą,
trzeci okruszynki
wybiera ze skrzynki.
Czwarty, piąty ptaszek
dziobią zgodnie kaszę.
Szósty głową kręci,
na nic nie ma chęci
i widać po minie,
że był gdzieś w gościnie.
"Żołędzie"
Chodzę i zbieram żołędzie.
- A co z tych żołędzi będzie?
- Będzie żołędziowy król
i królewna,
dziewczynka żołędziowa,
żołędziowe talerze i półmiski,
żołędziowe kubki i miski.
Na nich będzie żołędziowa uczta z żołędzi.
Nie wiem tylko, komu
smakować będzie?
- Może dzikom, gdyby przyszły tu z lasu,
ale dziki pewno
nie mają czasu.
Gillan I.
"Słota i mróz"
Cieszyła się pani Słota,
że dookoła pełno błota.
Wszędzie mokro, wszędzie brud
zachlapany każdy but.
Wszędzie wilgoć i kałuże,
jedne małe, drugie duże,
brudna woda ściekiem płynie,
kapie z dachów, kapie z rynien.
- To dopiero mi robota!
Cieszyła się pani Słota.
Ucieszył się Katar
i z radości rece zatarł:
- To zabawa! Tam do licha!
Wszystkie nosy będą kichać!
Każdy stanie się czerwony
a popuchną jak balony!
Hej! Najmilsza pani Grypko!
Przybywajże tu a szybko!
Z wszystkich kątów wigoć bucha
każdy sobie teraz chucha!
Ty pocałuj, ja usciskam
pochorują się ludziska.
Rozgniewał się na nich Mróz
sto furmanek śniegu zniósł,
świsnął wiatrem, zimnem dmuchnął
w śnieg ustroił świat bieluchno,
ścisnął lodem wody, błota,
aż się zlękła pani Słota!
A tak mocno bił i szczypał,
aż zamarzła pani Grypa!
A z Katarem co się stało?
Hej! Odmroził nos na biało
Grabowski Stanisław
"Gdybym był mamą"
Gdybym był mamą
wstawałbym późno rano,
grymasiłbym przy śniadaniu,
na deser jadłym
najładniejsze jabłko.
A potem nad rzeką z wędką...
Siostra olejkiem plecy smaruje,
brat gazety przynosi.
A wieczorem na czubku drzewa
grałbym na organkach.
Gdybym był mamą...
Grodzieńska Wanda
"Cielątko"
Rude cielątko, mocno stroskane,
muczy: - Zgubiłem na łące mamę!
Zgubiłem mamę, kto mnie obroni,
kto odprowadzi mnie znowu do niej?
Lata po łące złośliwa osa,
może mnie ukłuć w sam czubek nosa.
Ropucha na mnie wytrzeszcza oczy,
jeszcze do ucha zechce mi wskoczyć!
Mu-u! Na łące same potwory.
Mu-u! Odprowadźcie mnie do obory.
Aż tu naprzeciw, źrebiątko skacze.
- Głupie cielątko, dlaczego płaczesz?
Pachną dokoła kwiatki i zioła
i łąka w słońcu taka wesoła!
"Grzeczne dzieci"
Stoły ślicznie nakryte,
rączki czysto umyte,
każdy cierpliwie czeka
na swój kubek mleka.
Nie ma plam na fartuszku,
nie ma resztek w garnuszku.
Pod stołem nie ma śmieci
bo tu jadły grzeczne dzieci.
"Marsz"
Hej, idziemy naprzód żwawo,
nóżką lewą, nóżką prawą.
Tup, tup, tup! Buch, buch, buch!
A kto z nami ten jest zuch!
Bo my mamy chorągiewki,
bo my mamy śliczne śpiewki:
Tra -la-la! Buch, buch, buch!
A kto z nami ten jest zuch!
Radość w wszystkich oczach świeci
na wycieczkę idą dzieci.
Tup, tup, tup! Buch, buch, buch!
A kto z nami ten jest zuch!
"Wielkie pranie"
Plastu - chlastu!
Od poranka wielkie pranie
robi Janka, bo te lalki
kocmołuszki
pobrudziły znów fartuszki.
I pończoszki zabłociły,
i koszulki zasmoliły.
Plam bez liku,
trzeba wyprać je w szafliku.
Mydłem, mydłem
trze sukienki
nie żałuje Janka ręki.
"W październiku"
W październiku, w październiku
drepcą jeże po gaiku,
błądzą po pożółkłych ścieżkach
i szukają sobie mieszkań.
Spod jałowca prosi zając:
- Niech tu jeże zamieszkają!
Krzak ma kolce, jeż ma kolce -
więc bezpiecznie będzie w norce.
Ojciec jeż pokręcił nosem:
- Wspólnych mieszkań wprost nie znoszę.
Wolę w zimie norkę ciasną
dla rodziny mieć na własność,
bo nas spora jest gromadka:
tata jeż, jeżycha matka
i sześcioro jeżąt jeszcze,
więc pod krzakiem się nie zmieszczę!
W październiku, w październiku
drepcą jeże po gaiku
i szukają ciepłych norek
na zimowych chłodów porę.